Jak się goli barany?

Wstaję z łóżka. Jest sobotni poranek, więc na odzyskanie przytomności potrzebuję o pół godziny więcej niż na co dzień. Siadam, zapalam papierosa, łykam witaminki, popijam je wczorajszą herbatą, włączam telewizor i skaczę po swoich siedmiu tysiącach kanałów. Przed oczami przelatują mi tytuły nadawanych programów: “Grubasy kontra szczupli”, “Nastoletnie Matki”, “Kudłaci Kucharze – Wakacje z wypiekami”, “Kuchenne koszmary”, “Mój otyły tata i ja”, “Byłam stara i nadal jestem stara, a do tego brzydka”, “Rodzice, którzy mają dzieci, i dzieci, które mają rodziców, którzy mieli rodziców”. Gówno wrzucone do miksera na wysokie obroty.

Czasem dla zabawy wymyślam sobie, o czym mogą być te produkcje. Myślę “Grubasy kontra szczupli” i widzę jakieś chore zapasy w basenie z jedzeniem: zwały tłuszczu i wystające z nich chude kończynki nasmarowane Nutellą – “Faul! Dusiłeś fałdą!”. Myślę “Kuchenne koszmary” i widzę, jak ktoś wsadza komuś ryja do frytownicy z rozgrzanym olejem, a w tyłek wpycha karczochy. So much fun.

Niestety, jest inaczej, a ja dobrze wiem, o czym są te “cudeńka”. Większość z nich traktuje o przemianach z nieatrakcyjnych w atrakcyjnych i o gotowaniu. Ale nikt już nie chce oglądać zwyczajnego pichcenia czy zestawów ćwiczeń odchudzających. Forma musi być wyśrubowana. Jeżeli gotujemy, to dzieje się to na karuzeli na czas i pod obstrzałem armatek z brudnymi skarpetkami, zaś sami kucharze nie mają kończyn górnych. Program o metamorfozach przy okazji obetrze się o relacje rodzinne: wujka pedofila, narkotyzujące się dzieci i srającego po kątach psa. Prowadząca pogodzi rodzinę z wujkiem, wyremontuje dom, naprawi tyłek psa, a potem wszyscy zjedzą wspólny rodzinny obiad. Na koniec odsysanie tłuszczu głównej bohaterki pokazane zostanie tak, aby nie było wątpliwości, że właśnie odsysamy tłuszcz z jej tyłka, a wszystko zwieńczą wielkie brawa i łzy radości.

Osobną bajką jest wszechobecny w ostatnich latach “Taniec z gwiazdami”. Nie wiem, kim są te gwiazdy. Serio, poza Andrzejem Grabowskim (szacuneczek!) i jego ledwo zipiącą kumpelą “arystokratką”, nikogo tam nie kojarzę. Czy to nie jest zaprzeczenie ich gwiazdorstwa? Polskich paradokumentalnych produkcji komentować nie będę.

Internet nie może zostać w tyle za tak zwanymi starymi mediami. Dlatego “Krupa opowiada o śmierdzącej cipce”, “Doda pokazuje brzuch”, “Honey zwierza się ze szczegółów choroby”, “ktoś widziany jest z kimś w niemodnym miejscu”! Laska, która przynosi wodę gościom programu rozrywkowego jest w ciąży. “Szok i niedowierzanie! Jak da dziecku na imię?! Cisowianka?”.

Abstrahując na chwilę od tematu, warto zauważyć, jak ciekawym jest fakt, że telewizja goni internet, zmieniając się w zbiorowisko śmiesznych filmików, memów i cytatów z Twittera, a internet, mimo że zawsze się starszego medialnego rodzeństwa wypiera, bardzo chciałby być jego lepszą wersją. Beka ze starych mediów trwa, ale gdy tylko padnie propozycja wypowiedzenia się w radiu lub pokazania facjaty w telewizorze, to się o tym napierdala, ile wlezie, poczynając od Facebooka, a kończąc na Naszej Klasie.

Kiedy uda Ci się już odkopać z tych wszystkich celebryckich rarytasów, dostajesz dawkę strachu na deser. Trynkiewicz wychodzi z więzienia, więc można postraszyć ludzi złym mordercą pedofilem. Oczywiście wszyscy wiemy, że jest zły, więc tym bardziej warto podać, gdzie go ostatnio widziano (może w Twojej okolicy!), opisać, jak dłubał w nosie swoim fallicznie wyglądającym palcem lub wkleić zdjęcie jego ostatniego posiłku. Najlepiej na tyle niewyraźne, aby dało się zasugerować, że na talerzu mógł znajdować się noworodek.

Konflikt na Krymie. Konflikt, bo słowa ‘wojna’ już się nie używa. Jest za mocne.

Więc konflikt na Krymie to kolejna sytuacja idealna do tego, aby trochę narodowi napierdolić w głowach i przypomnieć nam, w jakim złym świecie żyjemy. Bójcie się! Wir domniemanych i niepotwierdzonych informacji powiększa się jak dupa po tłustym czwartku. Bójcie się! “Fakt” podaje listę schronów atomowych w Polsce. LISTĘ SCHRONÓW ATOMOWYCH? Tu już nie ma się co bać! Tu trzeba spierdalać!

Po tej dawce medialnych dobroci ci, którzy poza myśleniem podstawowym (polegającym na wymyśleniu, czym by się tu dziś wieczorem sponiewierać) mają odruch myślenia o innych rzeczach, ci zaczynają myśleć mocniej. Myśli są zazwyczaj podobne. Jaką trzeba być szmatą, aby pisać ludziom takie rzeczy? Media robią nam wodę z mózgów! Bla bla bla, nic nowego. Tylko co z tego? Czy nie jest tak, że jeżeli jest zapotrzebowanie, to rynek na nie odpowiada?

Ludzie nie chcą pozytywnych lub rzetelnych informacji. Ludzie wolą niepotwierdzone sensacje o pedofilach i awanturach w patologicznych rodzinach. Co jest fajniejsze: informacja o tym, że ktoś robi coś dobrego dla bezdomnych alkoholików, czy o tym, że alkoholik w szale zrobił ze swojej rodziny kotlety mielone? Oczywiście, że to drugie, dlatego takich wiadomości jest więcej. Jest ich więcej, bo to się “klika”. Portale czytelnicze, te traktujące o sztuce czy muzyce, to kilka ledwo zipiących stronek. Naród nie chce informacji o artystach czy wydarzeniach z nimi związanych. Strony, na których Krupa może opowiedzieć o zapachu swojej cipki, mają się wyśmienicie.

Przechodząc do sedna: dziennikarz szukający taniej sensacji, bloger opisujący wrażenia z pierwszego testu aluminiowego lanczboksa, portal plotkarski czy telewizja rozrywkowa –  czy ktoś, kto tworzy tego sortu treści powinien być potępiany? Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Wszyscy oni zasługują na przybicie solidnej piątki. Jeżeli społeczeństwo to stado baranów, a oni wiedzą, jak je golić, to czemu ich piętnować? Twórca jest zły, a te zidiociałe miliony, które napychają mu kieszenie kasą, są dobre? Są siebie warci, tylko ten pierwszy na tym zarabia. Brawo, Jasiu! Możemy dyskutować przy piwie o tym, jakie gówno serwują media (myśle nawet, że powinniśmy aby nie zacząć w pewnym momencie tych rzeczy mylić), ale pamiętajmy, że ktoś za to gówno płaci, więc ma ono wszelkie prawo bytu i będzie go coraz więcej.

Co nam pozostaje? Niewiele, ale to i tak w porządku. Kolejne sensowne miejsca w sieci lub kanały telewizyjne będą znikać, bo dla mniejszości robić nie opłaca się. Potem kolejni zajawkowicze będą tworzyć nowe, ciekawe projekty, które utrzymają się jakiś czas i znikną lub będą trwały w nierozwiniętej formie. Możemy się cieszyć, że jeszcze czasem się komuś chce, w miarę możliwości to wspierać lub zabierać się za własne. Kolejne wagony baranów będą wjeżdżać na perony, aby dać się ogolić, tylko kto by się nimi przejmował? Możemy to z mieszanymi uczuciami obserwować.

Zawsze można też pobawić się w odgadywanie treści po nagłówkach. So much fun!

Patryk Bryliński

PS: Aby nie pozostać gołosłownym polecę Wam pewną aplikację. Nikt mi za to nie zapłacił – polecam, bo jest dobra. Poza tym jest polska – szanujcie to! Appka nazywa się DailyArt jest dostępna na Srajfona oraz na Srandroida. Raz dziennie podsyła jedno dzieło sztuki z wyczerpującym jego opisem. Nie ma w niej nic o schronach ani ciążach.

 

Zdjęcie główne: foter.com