Czasem tak jasno widać i czuć rzeczy, o których niby się gdzieś tam wie, że aż chce się tą jasnością podzielić, mimo tych głosów w głowie, że nie, że to banalne, albo intymne, ale ej, to jest robienie czegoś dobrego dla siebie i to jest wystarczający powód, żeby to robić. No więc tak: wracaliśmy z rodzicami z urodzinowej wizyty u mojej babci. Podczas tej wizyty wydarzyło się całe mnóstwo pozornie niewielkich spięć i splotów – tych międzyludzkich zderzeń, do których dochodzi, kiedy przy stole siedzą bardzo różne osoby połączone rodzinną historią. I mnóstwo z tych spięć musiało wywoływać w nas wszystkich ogromne emocje – również te trudne: smutek, złość, bezsilność, frustrację. I w tej drodze powrotnej, w samochodzie, z rosnącym smutkiem słuchałem, jak moi biedni rodzice nie dają sobie pobyć w tych emocjach, pocisnąć ich, pozłościć się, posmucić – tylko od razu, kiedy któreś zaczyna z siebie to wywalać, to albo samo od razu się powstrzymuje, albo robi to drugie z nich, bo „nie ma co“, bo „uspokój się“, bo lepiej próbować porozmawiać o tym, że nowa droga albo o tym czy będzie padało, choć i tak za parę minut powróci przecież kolejnych wybuch – krótki, szarpany, (auto)cenzurowany; i to jest jasne, że robią to w jak najlepszych intencjach, że kieruje nimi troska, kiedy nie pozwalają tej drugiej osobie, albo sobie, po prostu się pozłościć albo wypłakać – ale jest w tym też cenzura emocji, zakaz ich przeżywania – bo za silne? za trudne? Nie jestem nimi, nie mogę i nie chcę definiować tego wszystkiego, co się w nich dzieje. Ale bez względu na jak najlepsze intencje, i jak największą troskę, i jak najszczerszą miłość, ten zakaz nie jest dobry, i ja doskonale wiem do czego może prowadzić, może prowadzić do tego, że mały, wrażliwy chłopiec, który wielokrotnie słyszy, żeby „się uspokoił“, „dał spokój“, bo „nie ma co“, zamyka się w sobie na wiele, wiele lat, aż w końcu nie umie już wyrażać tego, co w nim się dzieje, nie ma do tego dostępu nawet sam dla siebie, boi się tego i wstydzi, i ten lęk i ten wstyd zalewa alkoholem, bo to jest jedyny sposób, żeby poprzeżywać to wszystko bez poczucia winy, no więc do tego to może prowadzić, ten zakaz pozwolenia sobie i drugiej osobie na poprzeżywanie emocji – a przecież to takie naturalne, żeby się pozłościć, jak coś cię rozzłościło, takie oczywiste, żeby się posmucić, kiedy coś cię smuci, żeby płakać, kiedy czujesz się bezsilny, żeby dać tym emocjom miejsce i czas, żeby cię wypełniły i spokojnie wygasły. My wszyscy już o tym wiemy, i to jest super. Próbowałem powiedzieć o tym rodzicom, i to też jest super, że mogę spróbować im to powiedzieć, bo jeszcze kilka lat temu nie powiedziałbym nic, a moja łuszczyca by się lekko potem zaogniła. Mogę napisać tych kilkanaście zdań. Mogę dać mówić tamtemu wrażliwemu chłopcu, który mówił tak strasznie niewiele, i w ten sposób trochę go pocieszyć.
- START
- Blog
- Video
- Gościnnie
- O NAS i KONTAKT
- Rekreacja